- Pomoc od rządu jest tak znikoma, jest tak niewystarczająca, że musimy to zrobić, żeby się utrzymać. My na wywozach i wynosach nie jesteśmy w stanie się utrzymać, to jest takie balansowanie na krawędzi. Potrzebujemy tego, żeby ludzie przyszli do knajpy i zaczęli pić i jeść normalnie, ponieważ finansowo nas to wtedy uratuje – wyjaśnia Krzysztof Żegliński z burgerowni „Krówka i Połówka”. Dodaję, że w związku z wprowadzonymi obostrzeniami jego obroty spadły o 70 procent. - Od rządu dostaliśmy około 8 tysięcy złotych przy pierwszym zamknięciu, a przy obecnym nic – dodaje.
Na pytanie, czy nie boi się kontroli i kar, odpowiada: - Trochę tak, ale zobaczymy co się stanie. Konstytucja nam gwarantuje to, że możemy pracować, a te obostrzenia nam tego zabraniają, więc to jest dla nas gwóźdź do trumny.
Otwarcie zapowiadają też właściciele innych siedleckich lokali.